MENU

Słowiańska dusza w rytmach flamenco

Kiedy tańczy na scenie, zapiera dech w piersiach i nawet rodowici Hiszpanie nie mogą uwierzyć, że flamenco tańczy przed nimi kobieta pochodząca z Polski. Barbara Cieślewicz, wyjątkowa i niezwykle utalentowana tancerka flamenco wystąpi 8 marca w Filharmonii Gorzowskiej wraz z tancerka Joanną Zapałą oraz hiszpańskimi artystami Juanem Cardenasem i Valle Monje. Nam opowiedziała o swojej miłości do flamenco, sportu i planach na przyszłość.
 
Edukację muzyczną rozpoczęła pani od muzykologii. Od razu wiedziała Pani, ze jej przyszłością jest taniec?
 
Barbara Cieślewicz: Przyjechałam do Berlina w wieku 19 lat, zaraz po maturze. Wcześniej chodziłam do szkół muzycznych, uczyłam się gry na flecie poprzecznym, na kontrabasie, grywałam w orkiestrach. Nieprzypadkowo więc zapisałam się na muzykologię, ale muszę przyznać, że byłam trochę rozczarowana. Trochę za dużo było w tym teorii, a za mało praktyki. Właśnie wtedy zajęłam się tańcem. W wieku 21 lat zapisałam się do szkoły flamenco, do studia Amparo de Triana, to jedna z najlepszych szkół w Berlinie i tam właśnie rozpoczęła się moja przygoda i miłość do flamenco
 
 
Jak to się stało, że w tej zimnej części Europy postanowiła Pani poświęcić się właśnie tej formie sztuki?
B.C.: W wieku 18-19 lat, jeszcze mieszkając w Polsce, zobaczyłam w telewizji jedną z gwiazd flamenco, mężczyznę który na co dzień mieszka w Hollywood i nazywa się Joaquin Cortez. Występuje z takimi sławami jak Alicia Keys, czy Jennifer Lopez. Wówczas jedyną możliwością podziwiania tego tańca była właśnie telewizja.  Byłam pod tak ogromnym wrażeniem jego występu, że obiecałam sobie, iż będąc w Berlinie na studiach zapiszę się na kurs flamenco. I tak właśnie zrobiłam. Zaczęło się od zajęć raz w tygodniu, ale już wkrótce nie mogłam bez flamenco żyć i trenowałam niemal codziennie. W wieku 24 lat zaczęłam już jeździć do Hiszpanii, do najlepszych nauczycieli flamenco. W samej Sevilli byłam już 13 razy.

Dziś występuje Pani z muzykami hiszpańskimi na całym świecie. Jak jest Pani przyjmowana? Czy jest występ, który szczególnie Pani pamięta?
B.C.: Jesteśmy zawsze bardzo dobrze przyjmowani, i niezmiernie cieszy mnie fakt, że jeśli wśród osób z publiczności są Hiszpanie, to zawsze mówią mi, że to jest właśnie prawdziwe flamenco i wygląda to tak, jakby tańczyła je rodowita Hiszpanka. To ogromny komplement, bo nauka tego tańca nie jest łatwa zwłaszcza dla nas, mieszkańców Środkowej Europy. Sztuka z wieloma rekwizytami, co będzie można zobaczyć na koncercie, wymaga wielu lat ciężkiej pracy, ćwiczeń, wyjazdów do mistrzów.
Ciężko mi mówić o występie, który szczególnie zapamiętałam, bo koncertujemy bardzo dużo. Na pewno szczególnie miłe są dla mnie występy w Polsce, bardzo lubię tańczyć przed naszą publicznością. Specyficzne są też występy przed Hiszpanami, ponieważ koncertowi towarzyszą okrzyki, bardziej żywiołowo reagują na flamenco.
 
Taniec jako sztukę łączy Pani również ze sportem i jest Pani instruktorem. Jak do tego doszło?
B.C.: Sportem zajęłam się około trzech lat temu. Wynikało to z faktu, że dużo koncertowałam, dodatkowo udzielałam lekcji flamenco i muszę przyznać, że odczułam, że jest to właściwie taniec wyczynowy. Pomyślałam więc, że jeśli chcę oddawać się tej sztuce jak najdłużej, musze zadbać o swoje zdrowie i kondycję. Przez przypadek w klubie, do którego chodziłam poszukiwano zastępstwa. Poproszono mnie i tak się tym zajęłam. Dziś prowadzę zajęcia fitness, kursy jump fitness i pilatesu.

Może nam Pani zdradzić artystyczne plany na przyszłość?
B.C.: Nie mam wygórowanych planów. Chciałabym jak najwięcej występować, móc się tym cieszyć i przede wszystkim  unikać kontuzji.

Dziękuję za rozmowę
Koncert „W ogniu flamenco” 8 marca o godz. 19.00 w Filharmonii Gorzowskiej.

Realizacja   Virtualnetia.com